Uzbecki Aral-kum oznacza „pustynię aralską”. Niby nic dziwnego, przecież w tym rejonie są również inne pustynie jak Kyzył-kum i Kara-kum. Cały ambaras jednak w tym, że słowo „Aral” powinno się raczej kojarzyć z wodą niż z piaskiem.
Aral-kum powstał przy niechlubnym udziale ludzi, którzy czwarte największe jezioro Ziemi zamienili w pustynię. A wszystko zaczęło się w czasie zimnej wojny i wielkiej rywalizacji między ZSRR a USA. Ci pierwsi postanowili, że z pustynnego Uzbekistanu uczynią największego producenta bawełny na świecie. Udało im się pomimo tego, że bawełna jest rośliną dość wymagającą, jeśli chodzi o wodę. No a skąd wziąć wodę na pustyni? Z rzeki oczywiście. No a jak nie ma rzeki na pustyni, to trzeba ją przetransportować kanałami i już.
Aby nawodnić ogromne obszary uprawne, radzieccy inżynierowie zbudowali kilometry kanałów irygacyjnych, ale jak to w sojuzach, były one robione w pośpiechu i bez odpowiedniego uszczelnienia. Każde dziecko wie, że doprowadzi to do ogromnego marnotrawstwa wody – tylko kto by się tym przejmował, gdy trzeba wykonać plan i stać się największym producentem bawełny na świecie (do dzisiaj w Uzbekistanie są powszechne obowiązkowe zbiory bawełny, w okresie których brakuje nawet połączeń autobusowych, gdyż wszystkie pojazdy są zmobilizowane do dowożenia ludności na pola uprawne).
Nim ktokolwiek się obejrzał, Morze Aralskie zniknęło, ponieważ wody z Amu-darii oraz z Syr-darii docierającej do celu było po prostu zbyt mało – bawełna była priorytetem. Pustynnienie w takim klimacie przebiegało w ekspresowym tempie, a silne wiatry roznosiły po całej okolicy używane w uprawach pestycydy. To co zostało z Arala jest więc dodatkowo zanieczyszczone i zasolone.
Ludzie – tysiące straciły pracę, bo brzeg jeziora przesunął się o setki kilometrów. Ryby – zniknęły. Miasta – wyludniły się.
Czy może być gorzej? Otóż może. Radzieccy wojskowi upatrzyli sobie bowiem Wyspę Odrodzenia (Wozrożdienija) jako idealne miejsce na poligon broni biologicznej – testowano tam najtajniejsze z tajnych i najstraszniejsze ze strasznych techniki unicestwienia USA przy pomocy dżumy lub wąglika. Gdy ZSRR się rozpadł, poligon popadł w zapomnienie. Do czasu, gdy na początku 2000 roku Wyspa Odrodzenia nie połączyła się z lądem i na wszystkich padł blady strach, bo przypomniano sobie o pierwotnym przeznaczeniu tego miejsca. Koniec końców trzeba było zabezpieczyć i zneutralizować ponad 100 ton pozostawionego tam wąglika…
Poniżej znikający Aral w latach 1960-2010:
Autor: NordNordWest
A tutaj rok po roku w okresie 2000-2011:
Autor: NASA Earth Observatory (zdjęcia), ComputerHotline (animacja)
Ta smutna historia kryje się w pięknie wydanej książce Bartka Sabeli. Szczególną uwagę warto w niej zwrócić na interesujące zdjęcia, których jest tutaj pod dostatkiem i które sprawiają, że pomimo wszystko chce się obrać kierunek na Samarkandę.
Bartek Sabela, „Może morze wróci”, Wydawnictwo Helion, 2013
Szkoda, że jezioro Aralskie wysycha, trzeba podziekowac Sowietom.
P.S Pierwsze co rzuciło mi się na waszym blogu są te dwie czapeczki na tle pociagu. Rewelacja :D
http://www.xu.pl
Smutne, zepsuli takie ładne jezioro…
Niestety ludzie często niszczą to co piękne…
Tak to już jest, politycy i polityka…