Był taki czas, kiedy blogów było mało, a zdobycie informacji o sposobie sprytnego dotarcia w egzotyczne rejony świata – nie tak oczywiste jak teraz. Nie chodzi o jakąś prehistorię, ale wyraźnie widać, że przez kilkanaście ostatnich lat dużo się pod tym względem zmieniło. Pamiętam, że jeszcze jako student wpadłem na stronę z relacją z autostopowej wyprawy Kingi i Chopina (była to pierwsza historia, która po prostu zwaliła mnie z nóg i wiem, że dla wielu osób była ona ważnym impulsem do realizacji podróżniczych marzeń). Mniej więcej w tym samym czasie trafiłem na listę mailingową Trampa, gdzie pochłaniałem wszelkie wiadomości z takich rejonów jak Turcja i Iran – w oczach pojawiał się błysk nadziei, że może i ja kiedyś tam trafię. Do dziś pamiętam też, jakie wrażenie zrobiła na mnie relacja Robba z wyprawy do Nepalu. Od tamtego czasu systematycznie śledziłem rozwój jego stron internetowych (na początku jeszcze jako Acanay) i kolejne wyprawy – jego niesamowite zdjęcia pobudzały wyobraźnię i były chyba największym motywatorem, żeby samemu wreszcie ruszyć w drogę. Po latach w końcu się to udało :).
Parę tygodni temu dostaliśmy propozycję od wydawnictwa Bezdroża, żeby napisać recenzję najnowszej książki Robba Maciąga, „Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku”, o rowerowej wyprawie przez Azję! Nie trzeba chyba dodawać, że bardzo się ucieszyliśmy :).
Pierwsza rzecz, która bardzo pozytywnie zaskakuje w tej książce, to jej wygląd i projekt graficzny – co tu dużo mówić, jak dla mnie jest idealnie wydana. Kolor i format przyciągają uwagę, a grafika na okładce w 100% komponuje się z zawartością książki.
Kolejna rzecz to wspaniałe zdjęcia Ani i Robba, które częściej przedstawiają ludzi, niż krajobrazy. Większość jest robiona z bliska, a wszyscy wiemy, że o to w podróży nie zawsze jest łatwo. Żeby zrobić takie zdjęcia, trzeba się bardzo zbliżyć do ludzi, albo to ludzie sami muszą zbliżyć się do nas. I o tym właśnie jest ta książka – o spotkaniu z drugim człowiekiem, zaufaniu i gościnności.
Ania i Robb nieprzypadkowo podróżują rowerami. Jest to na pewno forma uwolnienia się od dusznych środków transportu, rozkładów jazdy i cen biletów. Przede wszystkim jest to jednak metoda na dotarcie do ludzi, którzy wyznają zupełnie inną religię niż nasza, kierują się innymi zasadami, mają inne zwyczaje i upodobania kulinarne, a często da się z nimi porozumieć tylko na migi albo uniwersalnym „OK”.
Jak dla mnie to książka o wierze w drugiego człowieka, która napędza każdą podróż, która sprawia, że na swojej drodze jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności spotyka się właściwych ludzi, a ich bezinteresowna pomoc wywołuje często łzy wzruszenia. „Tak jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca. Podróżowanie zwraca nam życie” – lepszej definicji włóczęgi po świecie autor nie mógł wymyślić.
Czytając „Tysiąc szklanek herbaty”, często się uśmiechałem. I to nie z powodu komicznych historii (choć i takie tu znajdziemy), ale głównie dlatego, że jest to pozytywna opowieść wypełniona po brzegi szczerą chęcią pomocy „obcemu” i dobrymi gestami. W tej książce Iran nie jest krajem wąsatych wojskowych pragnących zniszczyć Amerykę, ale rajem dla rowerzystów i autostopowiczów. Inne miejsca wypadają równie korzystnie.
Opowieści Robba cały czas przypominają nam, że w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tak samo zagubieni, bez względu na miejsce zamieszkania, i nawet najdrobniejszy miły gest może sprawić, że poczujemy się pewniej, a stereotypy i sztuczne problemy wykreowane przez media wyparują nam z głów raz na zawsze. Prawda jest bowiem taka, że na afgańskiej granicy zwykli wieśniacy pozdrowią nas machaniem ręki w krótkiej przerwie podczas pracy w polu, a muzułmanin w Tadżykistanie opowie nam, jak uczy się angielskiego z amerykańskiego kanału Biblia TV, gdzie mówią „powoli i bardzo wyraźnie”.
W siedmiu rozdziałach poznajemy jedynie wybrane przygody, które przydarzyły się Ani i Robbowi w ciągu ośmiu miesięcy podróży przez Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan i Chiny. Mi osobiście najbardziej podobały się dwa ostatnie rozdziały, które opisują kompletnie różne światy – górzysty i niemalże bezludny Pamir oraz przeludnione i zmieniające się jak w kalejdoskopie Chiny.
Wszyscy wiemy, że taka wyprawa to nie tylko piękne momenty, idylliczne krajobrazy i ludzie anioły. To również piasek w zębach i oczach, ogromne zmęczenie, a czasem nawet strach i niepewność – i o tym też jest ta książka. Na szczęście złe wspomnienia prawie zawsze szybko zacierają się w pamięci.
Piękna podróż. Super pomysł na trasę. Wartościowa książka.
:-)
Dzięki . .wielkie :)